Czyż nie funkcjonuje w naszej świadomości wpojone przekonanie, że jak dziewczyna jak ładna to głupia i próżna, a jeśli mądra i pilna to nie w głowie jej takie głupoty jak kosmetyki i ciuchy? Czy prawdziwa feministka, walcząca o równouprawnienie nie powinna odrzucać tego wszystkiego co przez lata wymyślono, by kobiety podobały się samcom - zdobywcom? Przecież skoro jest prawdziwa feministką czy eksponowanie i podkreślanie kobiecości nie odbiera jej wiarygodności?
A piękna? Z jednej strony pusta skorupka służąca wyłącznie do podziwiania, dzieło sztuki częściej chirurgów i makijażystów niż natury; ale z drugiej istota zbliżająca się do ideału. Mój przyjaciel powiedział kiedyś, że tylko inteligentne kobiety wydają mu się piękne, bo mają wnętrze, a za w oczach tych idealnych widać pustkę.
Z drugiej strony zaznajomiony profesor, wyśmiał kiedyś koncepcję pracy nad wizerunkiem obejmującej zamianę okularów na szkła kontaktowe, nowy kostiumik i próby makijażowi przed ważną rozmową czy prezentacją – kwitując – przecież będziesz wyglądać głupiej i mniej profesjonalnie.
Ja jednak uważam, że się nie znał. Do tej pory starannie dobierany strój i makijaż dodawał mi otuchy na każdym egzaminie i ważnym wydarzeniu. I nie mam na myśli ubierania ekstremalnej mini na ustny egzamin u przedstawiciela samczej wspólnoty. Większość egzaminów na mojej uczelni była testowa, co powodowało, że niektórzy przychodzili na nie nawet w szortach i japonkach. Ja jednak lepiej czułam się w „niewygodnych” czarnych szpilkach.
Być może dla niektórych jest to przejaw dziwactwa, ale mam nadzieję, że przynajmniej niektórzy się ze mną zgodzą. Ja i tak będę robić po swojemu.