niedziela, 27 lutego 2011

Ładna więc głupia?

Czyż nie funkcjonuje w naszej świadomości wpojone przekonanie, że jak dziewczyna jak ładna to głupia i próżna, a jeśli mądra i pilna to nie w głowie jej takie głupoty jak kosmetyki i ciuchy? Czy prawdziwa feministka, walcząca o równouprawnienie nie powinna odrzucać tego wszystkiego co przez lata wymyślono, by kobiety podobały się samcom - zdobywcom? Przecież skoro jest prawdziwa feministką czy eksponowanie i podkreślanie kobiecości nie odbiera jej wiarygodności?
A piękna? Z jednej strony pusta skorupka służąca wyłącznie do podziwiania, dzieło sztuki częściej chirurgów i makijażystów niż natury; ale z drugiej istota zbliżająca się do ideału. Mój przyjaciel powiedział kiedyś, że tylko inteligentne kobiety wydają mu się piękne, bo mają wnętrze, a za w oczach tych idealnych widać pustkę.
Z drugiej strony zaznajomiony profesor, wyśmiał kiedyś koncepcję pracy nad wizerunkiem obejmującej zamianę okularów na szkła kontaktowe, nowy kostiumik i próby makijażowi przed ważną rozmową czy prezentacją – kwitując – przecież będziesz wyglądać głupiej i mniej profesjonalnie.


Ja jednak uważam, że się nie znał. Do tej pory starannie dobierany strój i makijaż dodawał mi otuchy na każdym egzaminie i ważnym wydarzeniu. I nie mam na myśli ubierania ekstremalnej mini na ustny egzamin u przedstawiciela samczej wspólnoty. Większość egzaminów na mojej uczelni była testowa, co powodowało, że niektórzy przychodzili na nie nawet w szortach i japonkach. Ja jednak lepiej czułam się w „niewygodnych” czarnych szpilkach.
Być może dla niektórych jest to przejaw dziwactwa, ale mam nadzieję, że przynajmniej niektórzy się ze mną zgodzą. Ja i tak będę robić po swojemu.  

Dlaczego by nie?

Dlaczego by nie zacząć prowadzić bloga?

A dlaczego tak?


Pamiętacie odcinek Ally McBeal, kiedy Ally chciała zostać bezdomnym filozofem, ale stwierdziła że to nie dla niej ponieważ musiałby się wyrzec ulubionych kostiumików, które nosi do pracy? W moim przypadku jest odwrotnie - moja praca wymaga specyficznego dress code - paskudnych, znienawidzonych przez moje poczucie estetyki "mundurków". Na dodatek panuje w niej przekonanie, że dbanie o wygląd jest stratą czasu, tym bardziej, że niemal każdy makijaż sie zatrze, fryzura zepsuje a ubranie i tak trzeba zmienić.
Mimo to, samo zajęcie jest na tyle pasjonujące, że zwykle wygrywa z myślą by je porzucić i zająć się czymś innym, gdzie "wyglądanie" mogłoby wręcz należeć do moich obowiązków. A więc alter ego bohaterki "Diabeł ubiera się u Prady" - w poważnej pracy nie wypada afiszować się z niepoważnymi zainteresowaniami.
W takim razie, oto kolejna odsłona mojej natury – zamiłowanie do kosmetyków, ładnych ubrań, ciekawych pomysłów. Nie napiszę, że druga, bo mam ich znacznie więcej niż tylko, w końcu Światowid to mały pikuś przy niemal każdej kobiecie, my mamy znacznie więcej twarzy.