Przeżyłam chwilę absolutnego oderwania od świata z mężczyzną, który nie jest moim ślubnym mężem.
Byłam naga, on skąpo odziany a dotyk jego gorących dłoni na mojej skórze był cudowny. Czułam się jak nigdy przedtem i chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie.
Niestety nie był to Patrick Dempsey.
Tylko wspaniały fizjoterapeuta, u którego byłam na relaksacyjnym masażu.
Czy zdradziłam męża?
A ile osób pomyślało tak po pierwszym akapicie?
A więc prawdopodobnie fizyczna ekstaza z innym nie musi byc zdradą?
Ale gdzie jest ta cienka granica? Każdy z nas prawdopodobnie stawia ja sobie trochę gdzie indziej
i najważniejsze czy w danym związku mamy wzajemną świadomośćn gdzie przebiega i zgadzamy się z nią.
i najważniejsze czy w danym związku mamy wzajemną świadomośćn gdzie przebiega i zgadzamy się z nią.
Czy zdradziłam idąc sama na imprezę do swoich znajomych? I jeszcze ciesząc się w duchu, że został w domu, bo dzieki temu mogłam się świetnie bawić i wrócić kiedy chciałam (czyli późno) a nie patrzeć na jego niezadowolenie i znudzenie. Nie wychodzić wcześnie, żeby zakończyć obupólne męki, udając, że mi to nie przeszkadza?
A może na pewnym poziomie świadomości chciałam pójść sama,żeby móc bez przeszkód nieszkodliwie poflirtować i poczuć się atrakcyjniej? Bo jednak mąż u boku to utrudnia.
A kiedy jest mi źle i przed zaśnięciem myślę, o tym co było dawno temu zanim go poznałam. I o tym jakby było gdybym wtedy zrobiła coś inaczej. Czy to był jego pierwszy nieśmiały krok, a ja nie zdawałam sobie z tego sprawy, bo nie wierzyłam, że mogę się komuś spodobać?
A przecież jestem do swojego męża bardzo przywiązana. Bez oporów i szczerze przysięgałam mu wierność i uczciwość.
Jaka więc jestem?
Normalna Spotku, całkowicie normalna :)
OdpowiedzUsuńPatrick Dempsey? Serio? Jakiś taki nie bardzo mi się wydaje ;)
Spotku miałam dziesiątki czy nawet setki klientek odpływających przy makijażu, cziekawe czy też miały takie dylematy ;)
OdpowiedzUsuńŻeby być sobą potrzebuję mieć swoich znajomych, swoje imprezy i swoje zainteresowania, nawet jeśli to moje to tylko kilka procent a resztę robimy wspólnie.
Czasem trzeba przyjrzeć się sobie w obcych oczach ;)
Powiem Ci, ze tez miewam takie mysli od czasu do czasu, choc w gruncie rzeczy to sa one troche bezcelowe. Meza kocham bardzo i wspaniale czuje sie w jego towarzystwie, nawet bardzo czesto znacznie lepiej niz bez niego, ale jednak jest cos we mnie takiego, ze musze miec tez siebie. Moze nawet niekoniecznie chodzi mi o imprezy, ale siebie - nie moze byc tak, ze jestesmy tylko my, a ja sie gdzies zgubilam w obraczce na palcu.
OdpowiedzUsuńSwoja droga bardzo fajny wstep do notki, taki smacznie i z wyczuciem napisany :)